Film z serii "ryzykuj... a co masz chlopie do stracenia?" Nie mial nic do stracenia... Albo mial niewiarygodna odwage oddac cos cennego (zycie) (nie wierze ze przezyl... czyn z zalozenia skazany na kleske...) naprzekur zlu... albo forma autozniszczenia... Zalezy jaka wartosc dla niego mialo zycie... bycmoze nie umial zyc w takim systemie i chcial na to wszystko nie patrzec... Co do jego "nadziei" zawartej gdzies w artykule... albo mial ja wielka (byc moze to poprostu naiwnosc) ze sam pokona te czolgi i zbawi choc ten pierwiastek swiata... ze chociaz jeden czolg sie wycofa... albo nie mial juz nadziei na zycie... normalne zycie... i bylo facetowi wszystko jedno... to sie podobno nazywa "posrenie samobojstwo" swiadome stwarzanie ryzyka smierci w bezsensie zycia... co mu siedzialo w glowie wie tylko on...
Mnie podobna kolumna obudziła rankiem 14 grudnia 1981. Dom się trząsł, gdy jechały szosą (prościej by było przewieść je pociągiem, ale chodziło o manifestacje siły, zastraszenie). Bałem się nawet ukradkiem patrzeć przez firankę.
a wlasnie... odwaga tego fotografa-kamerzysty (i ksiedza tez bo znalazl sie na podobnym miejscu) zasluguje na uznanie... bo jak wiele osob miialoby odwage stanac w oknie nie uciec nie zaslonic oczu widzac cos takiego (ludzkim odruchem jest"wiac jaknajdalej") i zachowac zimna krew do tego stopnia zeby znalezc aparat i miec glowe do robienia zdjec czy filmu... w przypadku dziennikarza nie bac sie ze sam moze za to... i miec pomysl...(kto by pomyslal o opcji z wc?)
Jestem księdzem Diecezji Płockiej. Urodziłem się w 1965 roku w Rypinie.
Nawróciłem się wieczorem 23 sierpnia 1982. Tak jak umiem staram sie służyć Bogu i człowiekowi.
Film z serii "ryzykuj... a co masz chlopie do stracenia?" Nie mial nic do stracenia... Albo mial niewiarygodna odwage oddac cos cennego (zycie) (nie wierze ze przezyl... czyn z zalozenia skazany na kleske...) naprzekur zlu... albo forma autozniszczenia... Zalezy jaka wartosc dla niego mialo zycie... bycmoze nie umial zyc w takim systemie i chcial na to wszystko nie patrzec... Co do jego "nadziei" zawartej gdzies w artykule... albo mial ja wielka (byc moze to poprostu naiwnosc) ze sam pokona te czolgi i zbawi choc ten pierwiastek swiata... ze chociaz jeden czolg sie wycofa... albo nie mial juz nadziei na zycie... normalne zycie... i bylo facetowi wszystko jedno... to sie podobno nazywa "posrenie samobojstwo" swiadome stwarzanie ryzyka smierci w bezsensie zycia... co mu siedzialo w glowie wie tylko on...
OdpowiedzUsuńMnie podobna kolumna obudziła rankiem 14 grudnia 1981. Dom się trząsł, gdy jechały szosą (prościej by było przewieść je pociągiem, ale chodziło o manifestacje siły, zastraszenie).
OdpowiedzUsuńBałem się nawet ukradkiem patrzeć przez firankę.
wlasnie... strach najwiekszym wrogiem czlowieka... potrafi zabic....
OdpowiedzUsuńbałem sie
OdpowiedzUsuńale parę zdjęć zrobiłem
a wlasnie... odwaga tego fotografa-kamerzysty (i ksiedza tez bo znalazl sie na podobnym miejscu) zasluguje na uznanie... bo jak wiele osob miialoby odwage stanac w oknie nie uciec nie zaslonic oczu widzac cos takiego (ludzkim odruchem jest"wiac jaknajdalej") i zachowac zimna krew do tego stopnia zeby znalezc aparat i miec glowe do robienia zdjec czy filmu... w przypadku dziennikarza nie bac sie ze sam moze za to... i miec pomysl...(kto by pomyslal o opcji z wc?)
OdpowiedzUsuńmoja odwaga... nie przystają te sytuacje...
OdpowiedzUsuńJednak, gdy na filmie "Popiełuszko" jest scena, gdy ksiądz wpada w noc stanu wojennego na czołgi to przypomniały mi sie te moje czołgi...
sytuacja kazda inna ale odwaga jedna... albo sie ja ma albo nie...
OdpowiedzUsuńBardzo poruszyła mnie ta scena... Brakuje mi słów... nie wiem co myśleć...
OdpowiedzUsuń